Oglądałam ten film bezpośrednio po wersji z 1959 roku, a opinię piszę zaraz po wyłączeniu animacji. W takiej sytuacji trudno nie zauważyć pewnych podobieństw, żeby nie powiedzieć ewidentnych "żynek" od poprzednika. Projekty postaci zdają się być oparte na wyglądzie aktorów z wersji z 59, sceny na galerach, tratwie i wyścig rydwanów, wygląd domu Judy (przy którym nawiasem mówiąc animatorzy się nie popisali za bardzo, ale o tym za chwilę), budzą dość mocne uczucie deja vu. Tak, wiem, że to ekranizacja tej samej powieści, ale one są wręcz identyczne!
Z drugiej strony wersja animowana zmienia nieco pewne szczegóły fabularne, leciuteńko zmieniając udział niektórych osób w całej opowieści. Np. w wersji z 59 to Estera opowiadała Hurowi o Jezusie i jego słowach, tutaj było odwrotnie. Inaczej też Hur dowiedział się o chorobie matki i siostry. Z Messalą to też było inaczej, a poza tej niewiele ponad godzinnej wersji wersji jest zdecydowanie więcej Jezusa. Tutaj wyraźnie go widać i słychać, a sceny ukrzyżowania są jakby żywcem wyjęte z Ewangelii. I Bardzo dobrze, bo dzięki temu czuje się, że Jezus jest w tym filmie postacią istotną. W przeciwieństwie do poprzednika, gdzie został wyraźnie marginalizowany, na tyle, że faktycznie, mógł wydać się jedynie zapychaczem dziur... To podnosi lekko ocenę.
Przechodząc dalej. Kreska bez fajerwerków, typowo amerykański sposób rysowania, nie brzydki. Animacja całkiem-całkiem, nie licząc idiotyzmów w 3d (bitwa morska, wyścig rydwanów). No właśnie wyścig. Scena miała potencjał, było też narzędzie: animacja. Gdyby to ładnie narysować, a nie bawić się w jakieś komputery mogłoby wyjść tak ładnie. Może nawet dałoby się przyćmić pędzące gnu z króla lwa? No cóż szkoda...
Ale mimo wszystko film jest dobry.